piątek, 28 lutego 2014

La Scarpetta - Warszawa/Śródmieście

      To było miłe zaskoczenie - burgero-kanapkownia La Scarpetta dała radę. Znajdująca się przy ulicy Skorupki - niedaleko Marszałkowskiej i znanego squotu - knajpka oferuje burgery, piadiny, calzone, sałatki i takie tam. Jest również piwo Noteckie (7zł małe - bardzo dobre - jedne z lepszych polskich piw) i Żywiec (8 zł 0,5l).
      Wystrój jest bardzo udany - pośrodku jest duży stół za szpuli, pod ścianami mniejsze, a na samych ścianach drewniane kostki lub białe płytki. Miejsca w środku jest niewiele i mimo iż knajpa jest czynna do 22ej to bardziej nadaje się na lunche, małe i krótkie przekąski niż siedzenie godzinami z kumplami przy piwku.

    Dobra. Pitu, pitu, a tu trzeba coś zjeść. Tego wieczoru zamówiliśmy najtańszy mięsny produkt w menu czyli klasycznego burgera z kurczakiem za 10 zł. I to jest siła tej knajpki - są tanie przekąski. W innych burgerowniach ceny zaczynają się od 20 zł. Tutaj mamy coś za 9 zł i za 10 zł. I najlepsze jest to, że tani burger był naprawdę dobry. Sympatyczna pani kelnero-barmanko-kucharka wykonała kawał dobrej roboty. Grillowany na naszych oczach kawałek kurczaka był świeży, soczysty i przede wszystkim smaczny. Naprawdę. Jeśli mam iść na zapiexy luxusowe za 12 zł to wolę za taką samą cenę burgera clasic z wołowiną z La Scarpetty. Bez dwóch zdań.

    Warto dodać, że pani Fi wzięła tiramisu, które było tak smaczne ze zniknęło w 21 sekund.
     Nie sądziłem, że mogę być tak zadowolony z burgerów dlatego spokojnie daję La Scarpecie 6 starów. Dodatkowe punkty zdobyli fajnym wystrojem i Noteckim w ofercie. Jeszcze tu wrócę sprawdzić wołowinę albo piadiny.

środa, 26 lutego 2014

Wilczy Głód - Warszawa/Śródmieście

     Wilczy głód to nowe miejsce znajdujące się przy ulicy Wilczej w Warszawie. Wystrój dość typowy, mało miejsca w środku, ale jest jasno, schludnie i ładnie. Może się podobać wszędobylski wilk na ścianach i żyrandole/kinkiety z gałęzi. A co można tu zjeść?
    W menu jest dużo dań wegetariańskich. Fajne jest to, że restauracja próbuje stworzyć własne dania - niespotykane nigdzie indziej. Zaintrygowała nas buraczkowa zalewajka śledziowa, ale tym razem byliśmy bardziej głodni i od razu przeszliśmy do dań głównych. No właśnie. W Prasowym czy innym tanim barze zamówilibyśmy II danie z zupą. Tutaj tak łatwo nie jest, bowiem potrawy są dość drogie i pełny obiad z deserem i przystawką może spokojnie przekroczyć 100 zł dla jednej osoby. Bez sensu.
    Co w związku z tym wzięliśmy? Dajmy na to ja i pani Gom chrupiące pałki kurczaka z buraczkami za 27 zł. Na talerzu otrzymuje się dwie chrupiące kulki zlepione z jakiejś zieleniny, kurczaka i czegoś jeszcze plus buraczki. Nie ma tego dużo, ale na obiad zdecydowanie wystarczy. Potrawa dobra, smaczna, brakowało tylko tego czegoś, jakiejś wyrazistości. Może kurczak był zbyt mało wyczuwalny. Nie wiem, w każdym razie nie było to niebo w gębie, choć potrawa była jako tako smaczna. Pani Fi zamówiła kawałki indyka na rukoli (28 zł). Fajna, dobra sałatka, którą trudno zepsuć. Indyk na zimno, ale bardzo dobry jakościowo i smakowo. Nasz nie zastąpiony wegetarianin pierwszej klasy - pan Pleśniak - wybrał tym razem pierogi z dynią i kaszą jęczmienną (20 zł). Danie podano na specjalnej jeszcze ciepłej patelni "made in france". Fajnie, ale kolega Pleśniak zeznał, że pierogi są spoko, ale czegoś im brakuje. Trochę były nijakie. Chyba wystąpiła podobna sytuacja co w przypadku chrupiących pałek kurczaka. Niby wszystko ok, a czegoś brukuje.
    Warto wspomnieć, że do popicia wzięliśmy herbatę za 9 zł i napój rabarbarowy John Lemon za 11 zł. Generalnie wszystko fajnie, zdrowo i jakościowo na dobrym poziomie, ale niestety za drogo. Zarówno jedzenie, jak i napoje.
     Wilczy głód warto odwiedzić głównie ze względu na niestandardowe potrawy. Wszak ile można jeść schabowych i pierogów ruskich? To jest z pewnością największy plus sympatycznej knajpki w centrum Warszawy. Niestety potrawy mimo iż nie były złe to brakowało im do ideału. Do wszystkiego dochodzą dość wysokie ceny, które przekreślają tę knajpkę w moim codziennym menu. Reasumując: 4 stary.

wtorek, 25 lutego 2014

Niespodzianka Cafe - Warszawa/Śródmieście

     Kawiarnia Niespodzianka znajduje się przy ulicy Marszałkowskiej na przeciwko Baru Prasowego i Teatru Rozmaitości. W środku jest przytulnie,sympatycznie i takie tam - ble, ble, ble. Generalnie jak wszędzie.

    Niestety gorzej jest jak się coś zamówi. Przepraszam, ale tak złej kawy nie piłem od czasów komunistycznych. I to jeszcze trafiłem na taką lurę w kawiarni. Nie dziwił bym się gdyby to był jakiś podrzędny bar mleczny albo urząd skarbowy albo areszt śledczy. Ale kawiarnia? W centrum Warszawy? Kawa smakowała jakbym dostał jakieś zlewki. Być może pani barmanka zrobiła napój z tego samego materiału po raz piąty? Nie wiem.
    Do kawy wzięliśmy blok czekoladowy (6 zł) - też słaby - więcej ciastek niż czekolady - w Grawitacji jest lepszy (jakby co). Było jeszcze Tiramisu (12 zł). I ten deser ratuje niespodziankę przed totalną porażką. Po prostu Tiramisu było bardzo dobre i właśnie takiego deseru się spodziewałem. I to właśnie Tiramisu ratuje ocenę mierną dla Niespodzianki. Niestety, ale idąc do kawiarni nie spodziewałem się aż takiej niespodzianki. 2 stary i to na szynach.

Nicki's Bbq & Grill - Warszawa/Pyry


     Czy musiało do tego dojść? Widocznie musiało skoro doszło. W Przewodniku Degum pojawiła się pierwsza knajpa z hamburgerami. Nie przepadam za nimi, tak jak i nie przepadam za pizzą czy kebabem, ale czasem można coś takiego skubnąć i co mi pan zrobisz? Tym bardziej, że tego rodzaju knajpy powstają jak grzyby po deszczu. Niedługo będzie więcej burgerowni od kiosków ruchu. Kto tam je? Czy jest tyle nic nierobiących hipsterów? Przypuszczam, że wkrótce wiele z nowo otwartych burgerowni padnie, albo nie nazywam się Dezydery Płaszcz.

     Na pierwszy rzut poszła dość osobliwa burgerownia znajdująca się przy ulicy Puławskiej 501 na Pyrach. Na osiedlu Pyry powinni zrobić jakąś knajpę z ziemniakami - hit murowany. Ja bym jeszcze obwiesił budynek szalikami Lecha Poznań, żeby wystrój pasował do nazwy.

    Ale wróćmy do Nicki's Bbq & Grill. Lokal mieści się w budzie po jakimś punkcie z oknami czy szafami wnękowymi. Generalnie nie jest dobrze. Całość rozbudowano za pomocą płyt OSB. Wyszło to co wyszło, ale z drugiej strony przydrożne knajpy w USA nie wyglądają lepiej.
     Zawsze się dziwie kto tutaj przyjeżdża? Nicki's położone jest fatalnie, przy ruchliwej ulicy, gdzie wszyscy jeżdżą ponad 80 km/h, a poza tym tu nie ma żadnej cywilizacji. Zawsze śmiałem się z tej lokalizacji. I pewnie dlatego się tu zatrzymałem. Szczerze mówiąc w okolicy nic ciekawego nie ma. Znaczy jest - McDonald's, ale to jest patologia.

    W ofercie Nicki's Bbq & Grill są burgery, frytki, kurczaki i quesadillas. Byłem u nich w czasie pracy, więc wybrałem ofertę typu happy hours czyli wołowina plus frytki i surówka za 18 zł. Inne ceny: standardowy burger 15 zł, frytki 5 zł.

    Niestety potrawa jest podawana na plastikowym talerzyku. Sztućce też są plastikowe - nie lubię tego. Ale co robić. Trzeba zjeść. Wołowina była świeża i soczysta, frytki raczej słabe - takie zwykłe - niczym sie niewyróżniające (a czym miałyby się niby frytki wyróżniać?), a sałatka z sałaty, cebuli, pomidorów i innych takich naprawdę bardzo dobra. Całość oceniam na 4 z plusem. Niestety sympatyczny bar nie może dostać mocnej czwórki, ani piątki - plastikowe sztućce, przypadkowe wnętrze niweczą cały klimat budy. Nawet przemyślany zestaw muzyki (AC DC, Bruce Springsteen) nie poprawi oceny - 3 mocne stary to najwyżej co mogę dać.

Ciepłe Zimne - Warszawa/Śródmieście


     Ciepłe Zimne to niby zwykła cukiernia w centrum (Wilcza, blisko Kruczej), ale nie do końca. Wprawdzie wystrój jest standardowy - typowy dla lokali z lat 90. to oferta jest nieco ciekawsza od wizerunku. Oprócz lodów własnej roboty mają tutaj dobre gofry, a w dni powszednie oferują lunch. Tak, tak. Lunch w cukierni. Dajcie mi święty spokój.
     Wpadliśmy tu na niedzielny deser i chyba jesteśmy zadowoleni. W zamrażalce z lodami można znaleźć m. in. lody piwne, miętowe, o smaku białej czekolady. Miły barman po moim zdziwieniu lodami piwnymi dał mi próbkę i muszę powiedzieć, ze są całkiem, całkiem.Gofry też są niczego sobie - przypominają te z wakacji z 1990 roku w Wiśle, więc chyba jest dobrze. Do tego jeszcze dobra kawa i podwieczorek mamy gotowy.  Było git, niestety były też minusy.
     Oprócz wystroju z lat 90. denerwuje gadające w tle Radio Złote Przeboje, w którym można usłyszeć Backstreet Boys, panią Spears, a potem reklamę leku na hemoroidy. A wystarczyło by puścić jakiekolwiek radio internetowe i byłoby zdecydowanie lepiej. Drugi minus to temperatura panująca na antresoli. Było gdzieś około 600 stopni jakiegoś tam Celsjusza. A trzeci minus to kompletny brak ciast w ofercie. Dlatego daję cukierni z Wilczej 4 stary. Są minusy, są dobre lody i gofry, nie ma ciast. Może kiedyś wpadniemy tu na lunch - byleby nie latem bo zejdziemy na miejscu.

niedziela, 23 lutego 2014

W oparach absurdu - Warszawa/Stara Praga

     Dziś powracamy do sympatycznej knajpki W oparach absurdu przy ulicy Ząbkowskiej. Ostatnio ustaliłem, że jest to świetne miejsce na wypad na piwo tudzież wódeczkę. Już wtedy praski lokal dostał minus za notoryczny brak tatara. Ostatnio też go nie było. Dlatego sprawdziłem czy można zjeść tu po ludzku.

    Coś tam można, ale praktycznie z dań obiadowych są tylko pierogi (w menu po angielsku "home made pierogi"). Wziąłem wersję z mięsem czyli jak to mówi kolega Jano - z pasztetową. Pewnie dlatego, że zazwyczaj jakość mięsa w pierogach to jakiś dramat, a i kolor podpada pod polską specjalność wędliniarską. W tym wypadku nie było aż tak źle. Jakość była na wysokim poziomie, pierogi były zjadliwe, ciasto nierozgotowane, twarde, a nadzienie w porządku. Gorzej z ceną - 18 zł za 6 szt. Dla mnie za drogo i już pewnie nigdy nie zjem tutejszego specjału. 4 stars for pierogi.

czwartek, 20 lutego 2014

Klukovka - Warszawa/Muranów


      W okolicy walentynek wróciliśmy do Klukovki. Wcześniej byliśmy tu na kuchni syberyjskiej (tu relacja). Teraz zwabiła nas kuchnia na święto zakochanych czyli wschodnie afrodyzjaki. Czemu nie! - pomyśleliśmy jak obywatel Balcerek.
   Mimo ciekawego menu na walentynki zamówiliśmy też potrawy ze standardowej karty dań czyli zupę soliankę za 9 zł oraz wareniki huculskie (pierogi z fasolą i pieczarkami) za 13zł. Obydwie potrawy były bardzo dobre, na wysokim poziomie, świetnie doprawione i odpowiednie jeśli chodzi o gramaturę.
     Gorzej było z potrawami afrodyzjakami czyli oszi behi za 26 zł (czyli duszona baranina z pigwą i warzywami) oraz eliksir sułtański czyli napój rozgrzewający z daktyli, miodu, cytryny i imbiru) za 8 blach.

    Oszi behi buło oczywiście dobre - ciekawy smak, oryginalnie podane i w ogóle. Niestety na całą potrawę za 26 zł znaleźliśmy trzy małe kawałki mięsa. Bardzo nam przykro. Na szczęście eliksir był naprawdę rozgrzewający i dawał radę.

     Całość, tak samo jak ostatnio w Klukovce, oceniam na 5 starów. Minus za ceny i wnętrze w stylu szybkiego baru. Od czasu do czasu warto tu wpaść popróbować potrawy, polecamy jednak te bezmięsne. Nie trzeba będzie szukać mięsa, którego nie ma.

Bar Kefirek - Warszawa/Bródno-Ugory

     Kefirek to jeden z ostatnich prawdziwych mleczaków w Warszawie. Jest bardzo mało znany, bo znajduje się na skraju Warszawy czyli na Bródnie (dokładnie przy ulicy Kondratowicza, niedaleko skrzyżowania z Łabiszyńską). Z zewnątrz jest to zwykły mleczak, w środku niby też. Różnica polega na tym, że zanim przejdziemy do sali ze stolikami przechodzimy przez sklep spożywczy. Dziwne, ale robi swoisty klimat. Klimat robią też panie z obsługi w czerwonych, klasycznych fartuchach. Są niemiłe, patrzą w drugą stronę jak się stoi przy ladzie i olewają klienta kiedy tylko mają na to ochotę.

    W menu standardowe dania baru mlecznego, od klusek i leniwych do kotletów mielonych i schabowych. My byliśmy w Kefirku po 16tej w sobotę, więc do wyboru mieliśmy tylko wybrane potrawy. Nigdy w prawdziwych mleczakach nie zostawia się potraw na drugi dzień, więc pod koniec poprzedniego właściwie nie ma już nic. Trudno - wybierając bar mleczny zgadzasz się na wszystkie konsekwencje tego wyboru. Obsługa w tych barach cały czas myśli, że prezydentem jest Jaruzelski, a jedyną partią w sejmie jest PZPR. Dlatego musiałem wziąć to co było czyli schabowego z ziemniakami i buraczkami oraz pomidorową.
    Za cały zestaw zapłaciłem 20,20 zł czyli nie tak mało jak na warunki baru mlecznego. W Barze Sady zapłaciłbym około 13 - 14 zł za taką samą jakość. No właśnie, jakość czyli jak smakowały potrawy? Normalnie czyli standard baru mlecznego. Nie było źle, nie było też super. Najważniejsze, że dania były w miarę świeże i nie odgrzewane po raz piętnasty. Prawie jak u cioci na imieninach.
     Najgorzej było z zupą, która była po prostu zimna. W ogóle była trochę wodnista, a pani pożałowała ryżu. Trudno.

    Jak ocenić Kefirek? Trudna sprawa. Bar posiada fajny klimat, mimo iż obsługa nie jest zbyt miła. Być może powodem było to, że trafiliśmy na koniec dnia i paniom po prostu już się nie chciało. Poza tym cena za standardowy zestaw była zbyt wysoka jak na bar mleczny, a do całości dochodzi bardzo słaba zupa. Niestety muszę dać Kefirkowi zaledwie 3 stary i to z minusem, choć wiem że potrafią gotować lepiej.Tym razem im nie wyszło.

Pizza Americana 24h - Warszawa/Kamionek

     Buda sprzedająca pizze, zapiekanki i burgery o nazwie Pizza Americana znajduje się przy ulicy Grochowskiej, niedaleko wyjazdu ulicy Mińskiej. Kiosk należy do pizzerii znajdującej się w sąsiedniej kamienicy i otwarty jest 24h na dobę (w zimę do 22ej). To tyle wstępu. A czy można tam zjeść po ludzku?

    W sumie można, choć asortyment nie jest jakiś niesamowity. Dla mnie najważniejsza jest obecność zapiekanek, bo spotkać dobrą w Warszawie jest naprawdę trudno.
     Do wyboru jest klasyczna zapiekanka z pieczarkami, z szynką i salami. Wszystkie po 4,99 zł. Tanio? Tak, ale kanapki są bardzo małe. Bułka jest licha i trudno się ją jakoś najeść - właściwie można tutejszą zapiekankę liczyć jako przekąskę typu snickers albo jak drożdżówkę z biedronki. Ser i pieczarki są git. Grzyby są nawet widoczne. Do wyboru są różne sosy: czosnkowy, ostry i ketchup. Generalnie może być, ale bez wielkiego entuzjazmu.

   W sumie duży plus za cokolwiek czynnego po 23ej, co w Warszawie jest sukcesem na miarę wszystkich medali na olimpiadzie. Minus za niewielką porcję i standardowy smak. Reszta potraw? Jeszcze nie próbowaliśmy. Ceny przyzwoite - burgery około 15 zł, pizza w kawałkach ok. 10 zł.

     Razem: 4 stary czyli jak w szkole: dobry.


środa, 19 lutego 2014

Kercelak Bar dla wszystkich - Warszawa/Mirów

     Kercelak to bar dość szybkiej obsługi przy ulicy Chłodnej (niedaleko Żelaznej). W ofercie są dania obiadowe, barowe typu tatar, bigos, fasolka i oczywiście alkohol. Jest to kolejny lokal w Warszawie, którego twarzą jest znany barman czyli pan Mirek pracujący wcześniej w barze Aleksander na Żelaznej. No i właśnie barmani oraz kelnerzy robią tutaj największy klimat. Rozpoznają stałych klientów, uśmiechają się do nich, zagadują, gadają jakieś głupoty używając wyrażenia "nie ma to, tamto". Bardzo mnie to cieszy - Kercelak czuje warszawski klimat. To jest bardzo fajne. Mniej fajny jest wystrój - czerwone kanapy i żółte reprodukcje Tygodnika Powszechnego na ścianach są męczące, ale nie tak jak telewizor non stop serwujący teledyski lub sport. Generalnie nie jest to typ rozrywki, który lubię i z pewnością nie tego szukam w knajpie.
     Ale dość o wystroju, teraz coś o żarciu. W ofercie Kercelaka jest dużo dań: od pierogów i pyz przez kotlety mielone i schabowe do golonki - są również oferty dnia z ciekawym zestawem za nie więcej niż 20 zł. Tym razem wybraliśmy jednak dania barowe - czyli fasolkę po bretońsku (10 zł), bigos (9 zł) i tatar wołowy (10 zł). Generalnie wszystkie potrawy można opisać tak samo: dobre, świeże i takie jak się spodziewałem. Porcje są duże, a kucharz nie oszczędza na mięsie. Tatar mielony, ale dobry i wystarczający.
     Zarówno bigos jak i fasolka mają odpowiednią gramaturę i zasadniczo wystarczą za jedno danie. Szczególnie z pieczywem (za które trzeba dopłacić 50 gr). Bigos był odpowiednio kwaśny, co jest dla mnie najważniejsze w tym daniu. Niestety przegrywa rywalizacje smakową z bigosem z Przekąsek u Romana, ale naprawdę minimalnie.

    Kercelak jest też dobrym miejscem na spotkania przy wódce czy piwie (ostatnio było piwo Żywe z Ambera). Z pewnością barmani pomogą w zorganizowaniu dobrej imprezy.
     Ocena baru nie jest łatwa. Potrawy są dobre i tanie, obsługa ciekawa i fajna. Najgorzej jest z wystrojem knajpki, w szczególności z denerwującym telewizorem. Po co on tam wisi? Tatar oceniam na 5, inne
 potrawy na 6, atmosferę i wystrój na 4, co daje razem średnią 5 starów. Z pewnością jeszcze tu wrócimy na większy obiad.  


piątek, 7 lutego 2014

Tapas Bar - Warszawa/Żoliborz

       Mieszkam na Żoliborzu, a dopiero teraz trafia na Degum pierwsza knajpa z tej dzielnicy. Jest co najmniej kilka powodów tej sytuacji. Po pierwsze jest tutaj mało lokali, choć od jakiś dwóch lat ich ilość systematycznie wzrasta. Po drugie ceny prezentowane przez żoliborskie restauracje i bary to jakiś skandal nad skandale. Boje się tam wchodzić - niedługo będą żądać za schabowego 6 mln dolarów, 6 kg złota i ofiarę w postaci ciała sąsiada. Wkrótce przy wejściu do każdego baru na Żoliborzu trzeba będzie podpisywać kartkę z zobowiązaniem: za zjedzenie kotleta w tym lokalu oddaje wszystkie swoje oszczędności, samochody i magnetowidy marki Sanyo. Moim zdaniem tania knajpa na Żoliborzu zrobiła by furorę, z drugiej strony każda z tych drogich ma wciąż nowych klientów. Zatem po co się męczyć z mniejszą marżą? Coś w tym jest.
      Sklep i Tapas Bar sieci Złoto Hiszpanii powstało przy Kinie Wisła na placu Wilsona całkiem niedawno. W związku z obawą o moje oszczędności i magnetowid Sanyo bałem się tam nawet zaglądać. Wczoraj byłem w kinie, była zatem okazja by przezwyciężyć strach i wejść do środka.
     Połączenie sklepu i baru z tapasami to fajny pomysł. Mnie się podoba. Panuje tu dobry klimat, podobny do barów w Hiszpanii. W wystroju dominuje krwisty kolor czerwony, trochę to denerwujące, ale ogólnie jest ładnie i schludnie. Na ścianach są półki z hiszpańskim winem i innymi produktami. Np. jest zupa groszkowa do wykonania w domu za jedyne 28 zł. Chyba ich grzmi.

     Na miejscu można zamówić coś z karty lub kupić jeden z produktów. Ceny serów to od 9 do 12 zł za 100 gram ( nie za 1 kg). Wszystkie produkty wyglądają naprawdę dobrze, od razu chciało by się je schrupać. Nic dziwnego, że są drogie (choć dla mnie za drogie)

    Zamówiliśmy małe przekąski i kawę. Pani Fi wzięła grzankę z musem foie gras za 7 zł, a ja chorizo z cukinią w sosie winnym (19 zł). Co tu dużo mówić - potrawy były bardzo dobre. Szczególnie chorizo przypadło mi gustu. Naprawdę świetne.
      Wszystko dobrze, ale narzut baru wynosi jakieś 6000%, ceny są po prostu z kosmosu. Rozumiem, że są to dobre produkty, a kucharz nie robi potraw z byle czego i byle jak, ale ludzie - opamiętajcie się! 7 zł za jedną sznytkę bułki? 19 zł za pół chorizo wymieszane z 1 gramem cukinii i łykiem białego wina? Dajcie spokój. Wolę iść do Amritu po przeciwnej stronie placu na jakiś tam kebab.

    Inne ceny w Tapas Bar - sałatki zaczynają się od 30 zł, danie mięsne osiągają ceny, o których boję się nawet pomyśleć, tatar z tuńczyka to wydatek 45 zł itd. itp. Chyba tyle mnie widzieli.
     Żoliborskie ceny nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Jak ocenić ten bar? Dla tych, którzy zarabiają nieograniczone sumy pieniędzy Tapas Bar jest dobrym miejscem, bo można tu dobrze zjeść, wydając na jedną kolację 200 zł na osobę. Według mnie to za dużo nawet jeśli potrawy są naprawdę dobre. Dla szukających dobrego i taniego jedzenia dla normalnych ludzi mam jedną radę: uciekajcie! Sugeruje nawet nie patrzeć w stronę Tapas Baru. Nie da się tu zjeść po ludzku. Zatem daję 3 stary czyli ocenę dostateczną - beznadziejnie wysokie ceny równoważą się z dobrą kuchnią.

czwartek, 6 lutego 2014

Amatorska - Warszawa/Śródmieście

      Amatorska znajduje się na Nowym Świecie (całkiem blisko Palmy i Empiku) i jest jedną z najstarszych knajp w Warszawie. Kilka lat temu lokal dostał nawet nagrodę za najlepszy bar pamiętający PRL. Rzeczywiście w Amatorskiej jest fajnie, przychodzą ciekawi ludzie, w tym klimatyczni stali klienci, przychodzę też i ja. To znaczy przychodziłem, bo ostatnio jest tak duży wybór knajp, że grzechem byłoby siedzieć tylko w jednej.

     W Amatorskiej można zjeść wszystko, od kotleta, przez pierogi i placki ziemniaczane do przekąsek typu chleb ze smalcem i śledzika. Nowością (tzn. dawno tu nie byłem, może jest w ofercie od roku) jest tatar wołowy za 12 zł. Grzechem byłoby go nie spróbować. Na dokładkę pani Fi wzięła placki ziemniaczane (także 12 zł). Na deser - do tatara 2 x Wyborowa (2x7zł) i Okocim Porter. Chyba jedyne dobre piwo w barze, reszta to zwykły Okocim, Kasztelan i Żywiec z kranu oraz jakieś butelkowe siki.
     Tatar jak na 12 zł trzyma poziom. Jest go w miarę dużo, jest dość świeży, kolor mięsa jest jasny, ale jakoś jaskrawy, nie wiem co to oznacza, ale nigdy jeszcze nie spotkałem się z takim kolorem. W smaku tatar był dobry, więc nie narzekam. Minus za mieloną formę, ale przy takiej cenie to norma. Tatar oceniam na 5 starów.
     Placki nie były gorsze, jak powiedziała pani Fi - są git. Trudno o lepsze w zwykłym barze. Do tego solidna porcja i śmietana. Może być.
     Porter z Okocimia kosztuje 10 zł, więc całkiem sporo, cena jak z modnej knajpy z paletami, białą ścianą z cegieł i menu pisanym kredą. No trudno, czynsze na Nowym Świecie nie są małe, więc odpuszczam.

   Jak już wcześniej pisałem Amatorska otrzymuje 5 starów: dania były dobre, świeże, nie za drogie. Do tego dochodzi klimat PRL-owskiej knajpy. Minus za dość drogą wódkę oraz za muzykę ze zwykłego radia. Na szczęście po chwili ktoś przełączył Radio Plus na Zet Gold, ale i tak, muzyka z radia to nieporozumienie.