piątek, 31 stycznia 2014

Nie zawsze musi być chaos - Warszawa/Śródmieście

      Trafiliśmy tu przez przypadek. I bardzo dobrze. Klubokawiarnia fundacji Nie zawsze musi być chaos przy Marszałkowskiej - wejście od Oleandrów to idealne miejsce. Jeszcze do końca nie wiemy na co idealne, może po prostu idealne. Jeszcze tu nie jedliśmy - jeszcze nie przyznam im starów, ale ujął mnie klimat sklepu płytowego połączonego z kawiarnią. Z głośników leci świetna muza: od jazzu po klasykę, a meble pochodzą z lat 50./60./70. i nie przypominają meblościanek z bloków, są to bardziej designerskie, lekkie, bardzo przyjemne meble. Można tu też coś zjeść. My byliśmy po obiedzie w Prasowym, więc wypiliśmy tylko piwo Primator, kawę i wodę z imbirem i miodem.

     Bardzo fajne miejsce - mieli nawet winyl z muzyką Herbie Hancocka do filmu "Życzenie śmierci" z Charlesem Bronsonem w roli głównej. Muszę tam wrócić, choćby po to by kupić tę płytę. Kurczę - już nie mogę się doczekać.

PaństwoMiasto - Warszawa/Muranów

      Lubię PaństwoMiasto - pisałem o tym lokalu kiedyś tam (o! tutaj, o!). Knajpka znajduje się na Muranowie przy ulicy Andersa, przed wojną w tym miejscu był pewnie skład bławatny Grubsztajna, teraz mamy ciastko z lat 50. i kilka knajp. Bardzo fajne miejsce, zarówno pod względem wystroju, obsługi jak i oferty kulinarnej.
     Ostatnio pisaliśmy o napojach alkoholowych, teraz przyszła pora na jedzenie. Najfajniejsze są oferty lunchowe - za 17 zł do 20 zł dostajemy drugie danie - zawsze  do wyboru - jedno mięsne, jedno wegetariańskie. Jest też zupa po 6 - 7 zł - też zazwyczaj wegetariańska (na zdjęciu zupa z białych warzyw). W zestawie chodzi całość po 21 zł. Codziennie na lunch coś innego - na zdjęciach powyżej quesadilla ze szpinakiem i bajerami. Często bywają także makarony (tak jak niżej znakomite penne z kurczakiem i brokułami), sztuki mięsa albo risotto.

    No właśnie - risotto. W ofercie stałej są też sałatki, makarony i risotto. W cenach od 21 do 25 zł. Jeszcze nigdy nie spotkałem w PaństwoMiasto gniota. Widać, że szef kuchni wie co robi.
    Oprócz lunchów i dań typu makaron lub risotto można tu też zjeść np. tatara wołowego lub śledziowego. Tatar wołowy kosztuje 18 zł i zawsze jest bardzo świeży, co widać po jego kolorze - mięso jest jasne i wygląda spoko. Niestety jest mielony i nie jest go dużo. Ale coś za coś - jest naprawdę smaczny - w osobnej klasyfikacji tatarowej PaństwoMiasto dostaje 5 starów.
     To nie koniec oferty PaństwoMiasto - polecamy także ciasta. Ostatnio udało się dorwać naprawdę świetne ciasto anansowe i czekoladowe - palce lizać - wszystko zrobione na miejscu. Tak trzymać.

     PaństwoMiasto dostaje ode mnie 6 starów - potrawy są w odpowiedniej cenie, dobre smaku, zawsze oryginalnie przyrządzone i wyśmienicie podane. Oby tak dalej.
     

Klukovka - Warszawa/Muranów

     Normalnie jest jak w kieleckim, albo jeszcze gorzej. Aż nie chce się chodzić do knajp. Najchętniej poszedłbym spać jak jakiś niedźwiedź czy ktoś taki. Ale skoro nie mogę spać ciurkiem przez dwa miesiące to poszliśmy rozgrzać się do Klukovki czyli restauracji z kuchnią wschodnią. Nie, nie. Nie wypiliśmy im całej wódki. Klukovka wprowadziła okresowo dania kuchni syberyjskiej. Podobno dobrze grzeją. Trzeba było sprawdzić.
     Na początek należy wyjaśnić co to jest Klukovka? To nalewka z okolic Kazachstanu, ale także niewielka knajpka z kuchnią wschodnią prowadzona przez rodzinę z Kazachstanu. Znajduję się w Pasażu Muranów przy ulicy Jana Pawła II (gdzieś między Domino's Pizza i Kebab Kingiem). Podają tu dania pochodzące z całego dawnego ZSRR, oprócz jedzenia rodem z Kazachstanu znajdziemy żarcie Uzbeckie, Azerskie, Rosyjskie, Ukraińskie itd. Menu wygląda naprawdę zachęcająco.
     My tym razem skusiliśmy się na dania syberyjskie, bo chcieliśmy się naprawdę ogrzać. Zamówiliśmy tatarską zupę asz (12 zł) i pielmienie z baraniną, wołowiną i sarniną (22 zł). Zupa tatarska (chyba znają ją też w Iranie i okolicach) przypominała rosół z wołowiną, warzywami i papryką. Całkiem smaczna, ale dość wodnista. Mogłaby być bardziej wyrazista. No i cena za zwykły talerz zupy od czapy. Na szczęście Pielmienie były znakomite. Podano je z sosami do wyboru - ocet, śmietana, podgrzane masło. Ciasto było idealnie twarde - nie rozgotowane, mięso wręcz soczyste. Bardzo dobry wybór. Najadłem się, choć cena moim zdaniem też zbyt wysoka. Niestety prawdziwa baranina i sarnina swoje kosztuje. Pewnie taniej się nie da.
    Generalnie za niezbyt wyszukaną zupę, wysokie ceny, średni wystrój i taki sobie klimat mógłbym dać 3 - 4 stary. Ale knajpkę ratują sympatyczne kelnerki ze wschodu, genialne pielmienie, fajny wybór potraw i przede wszystkim to, że naprawdę się rozgrzałem. Wierzcie lub nie, ale było mi cieplej. Dlatego Klukovka zasługuje na 5 starów. Jeszcze tu wrócimy sprawdzić standardowe menu.

czwartek, 30 stycznia 2014

Przekąski u Romana - Warszawa/Solec

     W  Przekąskach u Romana już byliśmy (o! tutaj). Lubimy ten lokal - głównie za sprawą sympatycznego barmana Romana, który tworzy klimat tego miejsca. Ostatnio byliśmy na Solcu na wódce, śledziku i tatarze. Teraz przyszła pora na ofertę lunchową.
     Za kwotę 16 zł dostajemy zupę i drugie danie. Dobry deal. Mnie nie trzeba długo namawiać. W ostatnią sobotę był to typowy schaboszczak z kapustą i ziemniakami oraz zupa grochowa, raczej w formie kremu. Zacznijmy od zupy - w zasadzie niczym nas nie zaskoczyła - była gęsta, świeża i smaczna. Mogłaby być cieplejsza, bo niestwty sympatyczna pani kelner przyniosła nam letnie zupy, a wiemy co mówił Jan Nowicki o zupach w filmie Sztos: "zupa powinna być gorąca".

    Schaboszczak trzymał poziom dobrego baru mlecznego. Standard barowy na 4+. W sumie git jak Fiat 125p. Fajnie się jeździ, szczególnie zimą, ale są lepsze wozy na tym świecie. 
     Na deser wzięliśmy jeszcze po kielichu (5 zł) i bigos za 9 zl. Trzeba przyznać, że był to jeden z lepszych tanich bigosów w Warszawie. Świeży, odpowiednio kwaśny i dużą ilością gadżetów (czytaj: mięsa). Zatwierdzam.

     Razem Przekąski u Romana dostają ode mnie piątkę. Bardzo poprawne jedzenie, niedrogie i w dobrym klimacie. Pewne błędy są, nie jest to Sheraton ani kuchnia pana Sowy czy innego mistrza kuchni, ale za taką cenę trudno oczekiwać więcej.

Bar Prasowy - Warszawa/Śródmieście


     Bar Prasowy powrócił na mapę warszawskich barów mlecznych w wielkim stylu. Choć nie ma już klimatu PRL-owskiego mleczaka, choć jest mocno hipsterski i panuję w nim ciągły tłok to warto poczekać chwilę w kolejce.

              Nowy właściciel nie robi tysiąca dań na raz i skupia się na kilku potrawach plus zawsze obecne pierogi, naleśniki, leniwe i pomidorową. My byliśmy tam w ostatnią niedzielę stycznia 2014 i wzięliśmy pełen zestaw dań: pomidorową (1,5 zł), danie dnia czyli burito z salsą (16 zł) i buraczkami zasmażanymi (2 zł), leniwe, ruskie i karkówkę z sosem pomidorowym w zestawie z ziemniakami i surówką (14 zł). Co tu dużo mówić - wszystko było dobre. Szczególnie porównując jakość do ceny.

     Burito smaczne, duże, ale za mało pikantne, za to buraczki były dość ostre - być może inne osoby mogły by mieć pretensje do kucharza. Ja byłem zachwycony. Pomidorowa, mimo iż kosztuje złotego z groszami jest kwaśna i mocna w smaku. Taka akurat. W zasadzie nie było się do czego przyczepić. Ruskie też znakomite - mogłyby być bardziej wyraziste czyli pikantniejsze po prostu. Ale i tak były na dobrym poziomie. Czuje się, że potrawy są robione na miejscu. Jedynie kompot jako dodatek do obiadu był nijaki i wodnisty. Trudno, jakoś to przeżyjemy.    

    Prasowy z dobrego baru mlecznego stał się znakomitym barem. Nie wiem czy jest jeszcze mleczny, bo klimat jest bardziej nowoczesny - młodzieżowy, ale wcale to nie przeszkadza. Jest czysto, schludnie i ze smakiem. Dodatkowy plus za małą salę z wielkim wspólnym stołem. Polecam - polecam - polecam. 6 starów. W sobotę idę na rozdanie nagród Wdech 2013  - mam nadzieję, że Prasowy dostanie jakąś nagrodę.
Adres: Marszałkowska - blisko litewskiej i TR Warszawa.

wtorek, 28 stycznia 2014

W oparach absurdu - Warszawa/Stara Praga

     Do knajpki przy ulicy Ząbkowskiej (niedaleko Brzeskiej) o nazwie W oparach absurdu zawsze warto wpaść. Głównie by napić się piwa, albo wódki - zazwyczaj w pięknych okolicznościach przyrody. Do wódeczki można tu kupić śledzia, tatar, bigos. Są też pierogi (w menu w wersji angielskiej: home made pierogi).
     My tym razem spotkaliśmy się tu przy wódce i piwie, zatem grubszych potraw nie tykaliśmy. Niestety bardzo rzadko bywa tu tatar, zatem zamówiliśmy śledzia (9 zł, a z dwoma milicjantami wódeczkami 23 zł). Trzeba przyznać, że sledzik był dobry, świeży, a porcja była wystarczająca. Pani Fi zamówiła ciasto marchewkowo-czekoladowe, które nie dość, ze było home made to jeszcze było dobre.
     Skoro W oparach absurdu jest lokalem, do którego warto wpaść na piwo to jakie browary można tu kupić? Same dobre. Raciborskie, Amber, kilka gatunków czeskiego piwa i kilka innych naprawdę dobrych piw regionalnych. Polecamy.
     Wystrój nie każdemu się  spodoba - miłośnicy minimalizmu i czystości formy będą się tu czuli źle. Lokal składa się ze starych mebli i stolików zrobionych ze starych maszyn do szycia. Jest dość ciasno, ale mi ten klimat odpowiada. Trochę w stylu końca lat 90. Czasem organizowane są tu. występy na żywo, zazwyczaj jazzowe lub rockowe. Mi to bardzo pasuje.
     Jako miejsce do wypadów na piwo lub wódkę W oparach absurdu dostaje 5 starów - minus za notoryczny brak tatara. Na obiady polecamy inne lokale na Ząbkowskiej.

Zapiexy Luxusowe - Warszawa/Saska Kępa

      Przepraszam za zdjęcia, ale jakoś tak wyszło, że przypomniałem sobie o nich w połowie posiłku. Lokal na Saskiej Kępie to drugie juz miejsce w Warszawie sygnowane logiem Zapiexów Luxusowych. Wybór potraw jest zgodny z nazwą knajpy i mamy tu do czynienia tylko z zapiekankami. W porzo.

     Same zapiekanki są dość duże, ten ochłap ze zdjęć poniżej to już tylko połowa kanapki. Zatem większość ludzi bierze sobie jedną sztukę na dwie osoby. Jak na taką bułę ceny nie są duże - moja tzw. extra mocna z kiełbaską i papryczką jalapeno kosztuje 11,50. Ceny chyba nie wychodzą poza 15 zł przy największym wypasie. Jest też standardowa zapiekanka z serem i pieczarkami za ok. 10 zł. Można też sobie dobierać składniki samemu, np. oscypek, ser mozzarella i dodatkowy ser dla miłośników cholesterolu albo papryka jalapeno x 7 dla twardzieli spod znaku Charlesa Bronsona.
    
     Sosy i przyprawy można pobrać sobie samemu przy oddzielnym stoliku, co dla  Polaków zakochanych we wszelkich sosach jest wyjściem bardzo dobrym.
     A jak smakują zapiexy? No właśnie. Tu jest ich największy minus. Nie są złe, na pewno nie znajdziemy na nich pleśni czy elementów jeszcze zamrożonych jak w często bywa w nadmorskich budach. Z drugiej strony zapiexy nie są też jakieś rewelacyjne. Ser jest dziwny, bardzo miękki i słabo ciągnący się. Właściwie nie ma smaku. Dodatki zawsze są świeże i nie mam do nich jakiś zastrzeżeń poza tym, że pieczarek jest jak na lekarstwo. Bułka świeża, ale bardziej z tych napompowanych jakimś spulchniaczem. Brzmi to wszystko nie najlepiej, bo po prostu są w Warszawie lepsze miejsca z zapiekankami, a do tych z Krakowa zapiexom daleko jak naszym piłkarzom do zdobycia jakiegoś pucharu. Mimo wszystko Zapiexy Luxusowe mają w sobie coś takiego, że od czasu czasu można tam wpaść. Fajny jest lokal, gazety z przedwojennymi ogłoszeniami, wystrój, ceny, obsługa, możliwość płatności kartą. W sumie wszystko jest git. Gdyby poprawili gatunkowo ser i dorzucili więcej pieczarek byłoby idealnie. A tak są tylko 4 stary.



poniedziałek, 20 stycznia 2014

Zagadka Coffee Bar - Warszawa/Mirów

     Zagadka Cofee Bar to bardzo sympatyczne miejsce przy ulicy Elektoralnej (blisko JPII). Z zewnątrz wygląda, iż w środku jest niewiele miejsca, ale tak naprawdę zawsze znajdzie się coś wolnego na górnej antrosoli. Zatem warto tam zajrzeć nawet jeśli jest tłoczno. Sama knajpa ma ciekawy wystrój, fajne miejsce do spotkań z przyjaciółmi. Zresztą my też wybraliśmy się tu bardziej na piwo niż na obiad.

     W czasie dnia można tu zjeść dobry lunch. Później Zagadka staje się knajpą do wypicia dobrych drinków, spotkania ze znajomymi i posłuchania muzyki. My byliśmy tu właśnie po 20tej, więc na menu lunchowe nie mogliśmy liczyć. Zatem co było? Makarony, sałatki, kanapki i naleśniki.    
     Zamówiliśmy więc naleśnika XXL z kurczakiem (24 zł) i makaron z mozzarellą (27 zł). Wszystko było bardzo ładnie podane i wyglądało smakowicie. Naleśnik był rzeczywiście duży, w środku oprócz grillowanego kurczaka była cebula, cukinia i suszone pomidory. Bardzo smaczne i sycące danie. Jestem za. Mogę zjeść takich jeszcze "pincet". Makaron z mozzarellą i czerwoną cebulą, świeżą bazylią w pomidorowym sosie był także na wysokim poziomie. Mimo iż wszystko nam smakowało to mamy pewne ale, głównie do cen, które są zbyt wysokie.
      Na deser wzięliśmy bardzo poprawne ciasto orzechowe z makiem i kilka butelek Żywca Porter z Browaru Cieszyńskiego. Właśnie. Piwo. W lokalu są dostępne tylko gatunki związane z grupą Żywiec i brakuje piw regionalnych. Ale po zachowaniu klienteli było widać, iż najmodniejszym trunkiem w zagadce są raczej drinki, więc być może brak dobrych piw nie przeszkadza tak mocno. 
     Reasumując Zagadka bardzo się nam podoba i z pewnością tu wrócimy. Bardzo fajne miejsce na spotkanie. Do tego dobry wystrój, podobno przystojni barmani (tak mówiły nam dziewczyny) i jedzenie dostępne jeszcze po 20tej. Minusy to wysokie ceny i mały wybór piw, dlatego zagadka dostaje 5 starów, ale za to mocnych jak porter z Żywca.


środa, 15 stycznia 2014

Przekąski u Romana - Warszawa/Solec

     Na ten lokal czekaliśmy długo. Od niedzieli można upijać się u Pana Romana, byłego barmana z Przekąsek-Zakąsek w Europejskim. Pan Roman jest fenomenem na skalę powiatową. Dzięki jego charyzmie Przekąski z Krakowskiego Przedmieścia były rozpoznawalne przez każdego. Pewnie tak samo będzie na Solcu. Nie ma innego barmana w Warszawie, z którym goście knajpy robią sobie zdjęcia. Nie ma też innego, który by tak zagadywał, dbał o klientów i rozmawiał z każdym. Roman pamięta wszystkich, uśmiecha się i jest idealny. Klimat nie do pobicia. Bardzo dobrze, że postanowił to wykorzystać i założył własny interes.

     Przekąski u Romana znajdują się na Solcu, na rogu Wisłostrady i ulicy Ludnej, w beznadziejnym biurowcu z lat 90. W samym lokalu razi nieciekawa kolorystyka, ale za to przyciąga znakomite zdjęcie Pałacu Kultury z czasów budowy oraz zdjęcie tramwaju nr 17 z tzw. winogronami. 
     W ofercie lokalu Pana Romana znajdziemy standard tego typu knajpek czyli przekąski za 9 zł: tatar, gzik, śledzik, biała kiełbasa, pierogi z mięsem i ruskie itp. Napitki po 5 zł - od piwa Kasztelan z kija (0,33l), przez Wódkę do kompotu, coli, wody, kawy, herbaty itp. Codziennie serwowane są lunche za 16 zł (II danie plus zupa).
     Zamówiliśmy oczywiście śledzika i tatara. Rybka była dobra, intensywna w smaku i ostro zamoczona w oleju - czyli dobry standard. Tatar dość mały, ale świeżutki i smaczny. Niestety mielony i bez jajka. Za taką cenę nie można wymagać więcej, choć są knajpy serwujące większy kawał mięcha w podobnej jakości i w tej samej cenie.
.
     Na deser poszła biała kiełbasa. Niestety była dość słaba, Kwieciszewo to mało powiedziane. Smakowała jak papier toaletowy zmielony z tygodnikiem konsumenta "Veto". Nic specjalnego - nie polecam.
     Na koniec jeszcze trochę o klimacie miejsca - na zdjęciu powyżej widać miejscowego Micka Jaggera śpiewającego wieczorami do kotleta. Choć jego gitara nie stroi, choć nie słychać co śpiewa to robi dobrą robotę. Repertuar bardzo szeroki od Elvisa, przez Stare Dobre Małżeństwo do Boba Dylana i U2.  Było też klasyczne "Sto lat", czyli utwór który znają wszyscy.
 
    Przekąski u Romana to znakomite miejsce, żeby się uchlać. Bez dwóch zdań. I to czynne całą dobę, więc możemy pić np. od 3 do 11 rano w poniedziałek. I też będzie fajnie. Barmani z Panią Bożenką i Panem Romanem na czele robią świetną robotę. Wisienką na torcie jest sympatyczna blondyna nalewająca kolejne kieliszki z uśmiechem na twarzy. Daję Romanowi 5 starów - głównie za klimat, miłą obsługę, godziny otwarcia i możliwość siedzenia przy stołach (co nie jest oczywiste w tego typu knajpach). Jedzenie wymaga jeszcze dopracowania.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Klubokawiarnia Grawitacja - Warszawa/Powiśle

     Grawitacja znajdująca się przy ulicy Browarnej (niedaleko Radnej), tuż obok księgarnio-kawiarni Tarabuk odwiedzam dość często. I jeszcze nigdy nie zjadłem tutaj gniota. Może czasem jest coś nieco gorszego, ale nigdy poniżej pewnego poziomu. Coś jak FC Barcelona, a nie Zagłębie Sosnowiec.

    W stałej ofercie Grawitacji nie ma wielu potraw: sałatki, makarony i kanapki. Wszystko w dobrej cenie i smaczne. Oprócz tego jest oferta lunchowa i czasem sezonowa. I to jest zazwyczaj strzał w dziesiątkę. Tym razem był rosół (6 zł), krem z pomidorów (9 zł) i sałatka marynarska z jajkiem sadzonym, na które namówił mnie sympatyczny kucharz. Zresztą w Grawitacji wszyscy są sympatyczni. Wszystkie potrawy jak zwykle były na dobrym poziomie. Najadłem się jak tysiąc atletów, a może i bardziej. Może rosół wymagał nieco przyprawienia, ale pieprz znajdujący się na stoliku w zupełności wystarczył.

     Dodatkowym atutem Grawitacji jest wyśmienity wybór piw, od polskich z Radomia, Piotrkowa czy Ciechanowa do ukraińskich i niemieckich. Wszystko w miarę umiarkowanych cenach (9 - 12 zl).

    Zatwierdzam i daję 6 starów. Z pewnością jeszcze tu wrócę i coś opowiem.