poniedziałek, 31 marca 2014

Smażalania ryb U Stasia - Mościska

     Smażalnie ryb U Stasia (miejscowość Mościska na drodze relacji Grodzisk Mazowiecki - Radziejowice) znam od co najmniej 10 lat. Wtedy była to buda nad stawem serwująca świeże smażone ryby. Teraz trochę się rozbudowali i ucywilizowali. W tej chwili jest to nieco większa buda serwująca świeże ryby. Dużym atutem lokalu są miejsca siedzące na pomoście nad stawem. Można się poczuć jak na prawdziwej zapadłej dziurze na Mazurach. I to w latach 90. kiedy jeszcze nie przyjechało tam tysiące buraków z radiem Eska w komórkach.
    Miejsce przypomina tanie bary z nadmorskich lub mazurskich kurortów z lat 80. lub 90. Klimat dopełniają papierowe tacki i plastikowe sztućce. Zasadniczo nie cierpię plastikowych widelców, ale w takiej sytuacji mogę to wybaczyć. Wszystko ma taki klimat, że na parking przed barem powinno się podjechać Polonezem, choć nasze Volvo 360 też może być.

    W ofercie smażalni istniejącej od 1993 roku znajdziemy typowe ryby z polskiego baru: dorsz, sandacz, halibut i łosoś. Wszystko w cenach od 8 do 10 zł za 100 gram. Do tego frytki, kapusta kiszona, ogórki i buraczki. Dużym plusem knajpki jest świeżość produktów - wzięcie towaru jest spore, a doświadczenie obsługi w rybnym interesie większe od Neptuna i pana Lisnera we własnej osobie.
    Zamówiłem po małej porcji dorsza i łososia plus buraczki i kapusta kiszona - całość 24 zł. Nie jest tanio, ale zazwyczaj w Polsce ryby są dość drogie, więc się nie zdziwiłem. Porcje ryb rzeczywiście były niewielkie, ale można było się tym najeść. Myślę, że warto poczuć klimat nadmorskiego kurortu w samym środku beznadziejnego Mazowsza. Tym bardziej, że rybki są naprawdę świeże i dobre.

   Trochę dziwi łosoś w panierce - niejeden dobry kucharz by się przewrócił - mamy jeszcze jeden dowód na przaśność i kurortowość (ciekawe słowo) tego baru. Aby poczuć prawdziwy klimat Władysławowa brakuje tylko łysych kolesi mówiących "kurwa", kłócącej się rodziny, debilnie śmiejących się z byle czego małolatek i wszędobylskiej nad polskim morzem muzyki w stylu radia Eska.  
    Za klimat i świeże potrawy Smażalnia ryb u Stasia dostaje 5 starów. Czemu nie 6? Jednak wystrój taniej budy i niezbyt tanie potrawy to nie jest to czego szukam. Trzeba jednak podkreślić, że nie znam w bliskiej odległości Warszawy lepszej knajpy ze smażoną rybą.

wtorek, 18 marca 2014

Urodziny restauracji Mąka i Woda

     W niedzielę odwiedziliśmy restaurację Mąka i woda, która w ostatni weekend świętowała pierwsze urodziny. W związku ze świętem przygotowano specjalne urodzinowe i bardzo promocyjne menu. Kolejka chętnych wychodziła daleko poza knajpę, prawie jak w Barze Bambino.

    Zamówiliśmy sałatkę di mare z ośmiornicą i krewetkami, pizzę diavolo (odpowiednio ostrą) i raviolo con uovo czyli wielkiego pieroga z domową ricottą, jajem, masłem i parmezanem. Wszystko było bardzo dobre, szczególnie do gustu przypadła mi znakomita pizza. Raviolo wręcz tonęło w maśle, co czyniło tę potrawę bardzo ciężką. Ceny w dniu urodzin? Za pizzę 15 zł, za pieroga 10 zł. Tak, to można. Na co dzień jest co najmniej 100% drożej.
     Na co dzień drożej, bo i produkty są raczej z wyższej półki. Twórcy restauracji wykonują wszystkie potrawy tylko z regionalnych produktów włoskich. Czuć to podczas konsumpcji.

   Na deser wzięliśmy Budino czyli coś z czekolady, karmelu i czegoś tam. Generalnie najlepszy punkt niedzielnego obiadu. Świetny deser - jeden z lepszych w moim życiu. Warto było.
     W związku z tym, że byliśmy tu podczas urodzin, a ceny i oferta były specjalne nie będę oceniał lokalu. Fajnie, że właściciele zdecydowali się na takie właśnie świętowanie. Wiele osób było po raz pierwszy w Mące i wodzie, może tu wrócą, może nie, ale wspomnienia zostaną raczej pozytywne.

Adres: Chmielna 13A.


sobota, 8 marca 2014

Kuchnia Pełna Niespodzianek - Wiosna

Pora skończyć zimę i cieszyć się wiosną. Wkrótce otworzą się przyknajpiane ogródki, a my zaczniemy jeszcze intensywniej odwiedzać knajpy. A co na wiosnę oferuje nam Kuchnia Pełna Niespodzianek?

piątek, 7 marca 2014

Nie zawsze musi być chaos - Warszawa/Śródmieście

     Pamiętacie jak się zachwycałem knajpą Nie zawsze musi być chaos? (o! tutaj to było) Ładne wnętrze, fajny pomysł z połączeniem sklepu z płytami z knajpą, dobra muzyka, ciekawe meble, sympatyczni ludzie. Niestety wszystko to prysło w tym tygodniu gdy wreszcie zamówiłem coś do jedzenia.
     Byłem głodny, więc wziąłem największy wypas w knajpie czyli zestaw kurczak curry za 18 zł. Cena, jak na modną knajpę, nie szokowała, więc mogłem się spodziewać niewielkiej porcji. Ale gdy kelner przyniósł danie pani Fi "ześmiała się ze śmiechu jak pszczoła", a ja patrzyłem na wszystko z niedowierzaniem. Całość była podana bardzo ładnie: były trzy kawałeczki kurczaka na patyku a'la szaszłyk, hummus z buraka wraz z trzema placuszkami i wazon z sałatą oraz sosem w słoiczku. Pięknie. Jak bym był malarzem to bym to namalował i próbował sprzedać na Starym Mieście. Ale jako danie było wyjątkowo średnie - szczególnie za 18 zł. Co tu dużo mówić. Właściwie zdjęcie mówi samo za siebie. A! I hummus z buraka był taki sobie.
     Drugą przykrą sprawą w Chaosie było podanie piwa Krusovice pszeniczne ze zwykłą szklanką. Niestety panowie barmani, których było tego wieczoru około sześciuset, niewiedzą, że piwo tak jak wino wymaga odpowiednich naczyń. I o ile normalne piwa można pić od biedy w byle czym to do piwa pszenicznego jest potrzebny wysoki, smukły kufel. Specjalny.

   A trzecia sprawa to ogólne nie ogarnięcie personelu. Na kawę czeka się długo - ciągle czegoś zapominają - mimo że za barem stoi sześciuset chłopa. Zasadniczo wszędzie, gdzie za barem stoją hipsterzy i pochodni możemy stawiać miliony, że koleś będzie wszystko olewał, ignorował i zapominał. Taki mają styl.
     Strasznie lubiłem Chaos za wystrój i klimat, ale jeśli chodzi o żarcie czy sposób podawania to są jednym z największych dramatów jakie widziałem. Można ich w kinie pokazywać, a w szczególności w filmie Naga Broń 44 i 1/44. 2 stary - bardzo mi przykro.
Adres: Marszałkowska - wejście od Oleandrów.

Krokiecik - Warszawa/Śródmieście


     W Krokieciku byłem ostatni raz około 10 lat temu. Generalnie tania knajpka z polskim żarciem przy ulicy Zgoda (niedaleko ulicy Przeskok) znajduje się w tym miejscu od lat 90. I tak wygląda - nic się tu nie zmieniło. Wnętrze jest ponure i nieciekawe - zresztą tak samo jak epoka w której powstało.  

     Serwuje się tu dania barowe, podobne jakościowo do standardowego baru mlecznego. Nic specjalnego. Lokal działa głównie w godzinach pracy tutejszych biur i jest nastawiony na taką właśnie klientelę. My byliśmy w Krokieciku po 18tej, gdy do dyspozycji były już tylko ochłapy oferty. Wybraliśmy: kurczaka z suszonymi pomidorami z ziemniakami i solidną porcją marchewki (19 zł) oraz naleśnika z truskawkami.
     No cóż. Potrawa nie była zła. Taka Dacia wśród samochodów. Specjalnej burzy zachwytów u mnie nie wywołała. Kurczak w sosie był mało wyrazisty, a pomidorów w ogóle nie czułem. Reszta ok.

    Co do naleśnika to lepiej nic o nim nie wspominać - zimny, z mrożonymi owocami (z drugiej strony innych owoców teraz nie ma - wina po stronie zamawiającego). Generalnie nic specjalnego. 
   Krokiecik oferuje średni standard baru mlecznego czyli w miarę dobre jedzenie po taniości w centrum Warszawy. Tylko czy inne knajpy w czasie lunchu nie oferują lepszego żarcia w tej samej cenie? Chyba tak. Dodatkowy plus plusowy za piwo Łomża - nie w każdym barze mlecznym mamy taki asortyment.

   Ocena: 3 stary z plusem. Myślę, że następny raz wstąpię tu za kolejne 10 lat.

Samya Kebab - Warszawa/Jelonki

     Odwiedzając takie miejsca myślę sobie, że jestem samobójcą, albo co najmniej głupkiem. Przecież to nie możliwe, aby w takiej budzie było coś dobrego. Czasem jednak można się zdziwić. Niestety w tym wypadku w ogóle się nie zdziwiłem.

    Budki z kebabem na osiedlach są zawsze takie same: beznadziejne panele ścienne, fatalne fotele, telewizor z dziwnym programem muzycznym, najtańsze wyposażenie i przede wszystkim doner kebab czyli obracające się mięso niezachęcające do niczego - zwłaszcza do jedzenia. Oczywiście tak samo było tutaj. Buda znajduje się na Jelonkach przy ulicy Czumy.
    Jedyne plusy tego miejsca to bardzo sympatyczny sprzedawco-barman, normalne (nieplastikowe) sztućce oraz promocja na danie kebab za 14 zł. Bar jest kierowany do młodzieży szkolnej, więc cena ma tutaj największe znaczenie. Smak zostaje gdzieś na drugim miejscu, młodzież wsunie wszystko. Wziąłem kebab z ryżem, bo jednak uważam że z frytkami byłoby za duże stężenie fast foodu. Potrawa była słaba. Niestety mimo bardzo dużej sympatii do wesołego "turka" nie mogę napisać nic więcej. Ryż i surówka były nijakie, a samo mięso twarde, stare i bez smaku. Wesoły "turek" ratował się jeszcze baklawą za darmochę, ale nie poprawi to mojej oceny. A teraz apel - Dzieciaki z ulicy Czumy! - nie jedźcie tam!. Kupcie sobie bułkę z pasztetem! - będzie taniej i zdrowiej!

   Reasumując: 1 star za darmową baklawę i bardzo miłego pana za ladą. 

wtorek, 4 marca 2014

Świetlica - Warszawa/Śródmieście

     Dzięki mojej nowej komórce mogę zgłosić się na konkurs: "Najgorsze zdjęcia roku - World Press Foto". Z naciskiem na Foto przez F.

    Tym razem zapraszam do nowej knajpki w Śródmieściu - na Marszałkowskiej, przy Oleandrów i na przeciwko Prasowego. Lokal nazywa się Świetlica i jest standardowym pubem. Bardzo standardowym, bo wystrój jest typowy: stare krzesła, nie najnowsze stoły, ciemne ściany i ogólna ciemnica. Generalnie jest bardzo przytulnie - oczywiście jak ktoś lubi takie klimaty.

   Jak na prawdziwy pub przystało do wyboru mamy głównie alkohole plus ewentualnie herbaty, kawy i ciasta. Z piw można polecić np. Bernarda albo Książęce ciemne łagodne z kija. My tym razem w Świetlicy żądaliśmy siódemek deseru. Dostaliśmy dobrą kawę i spore kawałki brownie oraz sernika z kajmakiem. Smaczne, świeże (chyba robione na miejscu) i w standardowej cenie (10 zł). Przydało by się ciasta złamać jakimś owocem lub kremem czy czymś. Ale nie ma co narzekać - generalnie było spoko - jak mówi młodzież jak mówiła młodzież 10 lat temu.
     Świetlica to bardzo dobre miejsce na spotkania ze znajomymi przy piwie. Jest tu wbrew pozorom (wejście do knajpy jest małe, od razu jest bar - z zewnątrz wygląda jakby lokal miał tyle miejsca w środku co szewc przy Żelaznej) całkiem sporo miejsca. Plusem są dobre piwa, niezła kawa, własne ciasta oraz dobrze dobrana muzyka w tle. W weekendy można się tu natknąć na koncerty lub jakieś inne eventy. Spoko - ocena bardzo dobra. Siadaj.



sobota, 1 marca 2014

Nasze przysmaki-polskie i węgierskie - Warszawa/Żoliborz

      Po pierwsze muszę stwierdzić, że mój nowy aparat w jeszcze nowszej komórce firmy Alcatel jest wyjątkowo słaby, za co przepraszam wszystkich czytających tego bloga.

    Po drugie po raz kolejny wybrałem się coś zjeść na Żoliborz. Być może dlatego, że akurat dziś jeździłem Cadillakiem Seville z 1988 roku i podświadomie pragnąłem prestiżu i luksusu. Na Żoliborzu najwyraźniej fasolka po bretońsku jest już szczytem lansu, bo kosztowała 17 zł czyli o jakieś 8 - 10 zł za dużo. Skusiłem się, a co tam - człowiek z cadillakiem na parkingu musi jeść prestiżowo i drogo.

   A gdzie jadłem te frykasy dokładnie? Bistro/sklep Nasze przysmaki - polskie i węgierskie - przy ulicy Zajączka. Generalnie jest to bardziej sklep, w którym można kupić za drogie, ale dobre kulinaria, głównie pochodzenia węgierskiego. Bistro jest jakby dodatkiem do działalności. W sklepie występuje duży wybór kiełbas i wędlin, są też węgierskie wina, sery korycinskie, ciekawe piwo i takie tam. Można też kupić dobrą garmażerkę typu paszteciki, zupy, pierogi, kluski, bigos itd. W dzień powszedni jest serwowany także lunch, na który pewnie kiedyś jeszcze się wybiorę. Dziś wziąłem najdroższą w moim życiu fasolkę i szczerze mówiąc nie była lepsza od tej w Kercelaku za dychę. I tyle powiem. I mam podejrzenia, że była podgrzewana w mikrofali. Żenada.
    Całkiem smaczna, ale niczym specjalnym się niewyróżniająca fasolka po bretońsku za 17 zł to kolejny skandal na Żoliborzu. Na szczęście woda mineralna kosztowała 2,5 zł. I tyle też starów dostają Nasze przysmaki - 2 z plusem.