Wbrew nazwie Bar Mleczny Marymont znajduje się na Starych Bielanach przy ulicy Marymonckiej. Jest zachowany jak Władysław Bartoszewski - w niezmienionej formie. Głównym wyróżnikiem baru jest tablica z plastikowymi literkami, fioletowe ściany i fototapeta z palmą w drugiej salce. Kuchnia wygląda "branżowo" - są aluminiowe garnki, mnóstwo palników z gazem podgrzewających zupy i pochodne oraz panie w fartuchach z klasycznym: "co podać?" na ustach. Przed kasą zawsze sterczy starszy obywatel i liczy 4,50 za pół porcji czegoś plus pół zupy. Jest naprawdę klimatycznie.
Warto przyjrzeć się bliżej tej tablicy - to jedna z ostatnich działająca z takim rozmachem. Czego tu nie ma? Panie! A ceny przystępne. Niestety kuchnia w Marymoncie zawsze była raczej średnia - co jest chyba najgorsze w tym wszystkim.
Tym razem byłem tu przelotem i wpadłem tylko na chłodnik, który potwierdził moją opinię o barze. Był jakby lepszy niż w poprzednich latach, ale nadal nie wyszedł poza stan średni, jakby to określił typowy Mirek - handlarz Volkswagenami. Chłodnik = 4,50. Porcja średnio duża, z małą ilością gadżetów (czyt. warzyw i przypraw), ale zjadliwy. Gdyby kosztował 6 zł, a kucharki nie pożałowałby większej ilości nowalijek to byłoby ekstra.
A tak jest tylko 3 z plusem. Na razie za chłodnik - zapewne wpadnę tu zimą na większy obiad.
W Internecie przeczytałem, że tam są świetne placki węgierskie,
OdpowiedzUsuńPoleciałem zakupiłem placek po zbójnicku , o zgrozo jak przypalony