środa, 1 stycznia 2014

Restauracja Mozaika - Warszawa/Mokotów

     Jeśli szukacie prawdziwego klimatu PRL to Mozaika Cafe jest najlepszym miejscem w mieście. Tutaj życie toczy się w innym wymiarze, jakby Edward Gierek nadal był głową państwa, porucznik Borewicz naprawdę ścigał przestępców (i zaraz wpadnie do Mozaiki z jakąś miłą panią), a Kazik Deyna nadal kopał futbolówkę w Legii.

    Rano spotykają się tu panowie na brydżu, wieczorem organizowane są dansingi, a klientela lokalu ma średnią wieku 150 lat. Do tego dochodzi obowiązkowa szatnia za 2 zł z wyśmienitym szatniarzem, który z miejsca mógłby zagrać u Gruzy lub Barei i przesympatyczny szybki w ruchach kelner, który wskaże nam odpowiedni stolik. Wisienką na torcie jest wystrój w stylu końca lat 80. i genialny neon na zewnątrz lokalu.
       W karcie znajdziemy standardowe dania restauracyjne: od przekąsek typu śledzik w oleju i befsztyka tatarskiego poprzez zupy i drugie dania (typu schabowy i mielony) do deserów pod postacią lodów czy ciastek. Jest też wszelkiej maści alkohol.

     My byliśmy w Mozaice późnym wieczorem - po 21ej (lokal czynny do 22ej - kuchnia też co jest bardzo ważne, bo w Warszawie coraz trudniej o nocne jedzenie) - wzięliśmy zatem niewielkie desery. Kolega Pleśniak zamówił szarlotkę z lodami (15 zł) i kawę z ekspresu (8 zł), koleżanka Fi deser lodowy (18 zł) i kawę z mlekiem (8 zł). Ja natomiast miałem najlepszy deser pod słońcem czyli Tatar z pieczywem i masłem (25 zł + 2 zł + 2zł), oczywiście z dwójką milicjantów (Wyborowa, 8 zł).

   Słodkie desery były zwykłe i nijakie, niczym specjalnie się nie wyróżniały, a cena była skalkulowana tak, żeby utrzymać i szatniarza, i kelnera, i panie kucharki pracujące gdzieś z tyłu lokalu. Obok siedziało dwóch panów z przy secie (autentycznie podanej w małej szklance - jest klimat) i rozmawiali o swoich żonach.

    A teraz pora na kilka zdań na temat tatara. Nie wiem czy zasługuje on na swoją cenę, szczególnie wtedy gdy przy rachunku klient dowiaduje się, że musi dopłacić 4 zł za pieczywo i masełko. Na pewno był świeży i z dobrej jakościowo polędwicy. Był też większy niż w typowych knajpach a'la PRL. Niestety mięso było mielone co mocno obniża jego ocenę, szczególnie przy tej cenie.

     Za całość posiłku (szarlotka z lodami, deser lodowy, befsztyk tatarski, 2 x kawa, 2 x wódka, piwo Okocim) zapłaciliśmy 100 zł. Trochę dużo. Niestety by poczuć klimat PRL musimy mieć co najmniej górala w portfelu. Wszystko się zgadza przecież wówczas za wypad do restauracji lepszej kategorii też słono się płaciło. Szkoda, że tylko pani Zuza nie robiła w niedzielę striptizu. A może to i dobrze.
     Ogólnie - 4 stary - głownie za klimat, sympatycznego kelnera i szatniarza jak prlowskiego kryminału. Minus za ceny i potrawy poprawne, ale bez fajerwerków. Może jeszcze kiedyś przyjedziemy na cały obiad?
Adres: ul. Puławska - na przeciwko ulicy Grażyny, niedaleko parku Morskie Oko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz